Naprawdę starałam się ograniczyć :D
Grecja nie zawiodła i kasa w bankomatach była :P Słońce, jedzonko, cudowne widoki, ciepła-słona woda, wiatr a w powietrzu zapach ziół...same przyjemności. Kraj miliona kotów i bezdomnych psów, które leżały i ani drgnęły. Nie ważne jaka ilość ludzi by je zaczepiała ;)
Pierwszy tydzień urlopu spędziliśmy na jachcie, pływając po zatoce Sarońskiej. Udało się przybić do takich miejsc jak:
- Epidavros, tam znajdziecie największy amfiteatr grecki - oddalony 14km od nabrzeża. I ku mojemu zaskoczeniu, owoce morza były mrożone!?
- Poros, piękna wyspa, wąskie wijące się po wzgórzu uliczki. Port bardzo
długi i masa knajp ;)
- Hydra (czyt. się Idra), jedno z piękniejszych miejsc jakie w życiu widziałam. Niestety nie udało nam się zostać na dłużej, gdyż nie było miejsca w porcie. Ale chodząc przez jedynie godzinę po miasteczku piszczałam z zachwytu :D
Wrócę tam!
Oprócz tego kilka zatoczek na nurkowanie i leżenie w wodzie. Ja mogłabym tak godzinami patrzeć na kolorowe rybki :D
Nie wspomnę już o wschodzie słońca na morzu. Wyjątkowe uczucie patrzeć na wychodzą z wody wielką pomarańczę ;)
fot. Me & my Sony