15 marca 2014

City of Lion

Od czego tu zacząć? Po pierwsze postanowiłam, że będą aż trzy posty z Singapuru tadam :D Mam nadzieję, że was nie zanudzę. Ten dotyczy samego miejsca, drugi będzie o tym co jadłam i gdzie 
się szwendałam a trzeci z secikiem ubraniowym-może być? ;) No ale jak człowiek jedzie tak daleko, opuszcza pierwszy raz w życiu kontynent europejski to ekscytacja sięga zenitu. Momentami naprawdę czułam się jak we śnie "Jestem w Azji?!" szok normalnie ;)
Jak to się stało. Otóż mój mąż w grudniu napomknął, że prawdopodobnie w marcu będzie miał delegację do Singapuru. Oczy mi się zaświeciły z dwóch powodów. Po pierwsze okazja żeby zwiedzić kawałek Azji a do tego właśnie Singapur a druga to odwiedzić moją wieloletnią kumpele Dorotę (pozdrawiam ciepło ;)  
która mieszka tam jakieś cztery lata. Udało się, byłam, przeżyłam i nabrałam ochoty na częstsze podróże, ach :)

Singapur państwo-miasto istniejące od 55 lat obecnie najszybciej rozwijające się centrum finansowe na świecie.         W 2013r zajął pierwsze miejsce w rankingu najdroższych miast świata. Język urzędowy 
to angielski. Co ciekawe, tam naprawdę wszyscy mówią po angielsku, nawet starsi ludzie. Inną kwestią jest jak mówią :) Sin-english, nie mam pewności czy tak to się właśnie pisze, ale tak określają mieszankę angielskiego             z akcentem jaki słychać u Singapurczyków. Oprócz tego posługują się również mandaryńskim, malezyjskim oraz tamilskim. Merlion-symbol Singapuru, czyli głowa lwa i ogon ryby strzeże miasto. Kraj wielości Warszawy w którym żyje ponad 5mln ludzi. Są dwie rzeczy na punkcie których to miasto ma hopla, bezpieczeństwo i czystość. Dosłownie można jeść z chodników i to nie jest przesada. Gumy do żucia są niedozwolone, jedynie osoby ze wskazaniem od lekarza, mogą je wykupić na receptę. Miasto nie chce mieć lepiących się gum na chodnikach przy tak dużych temperaturach, więc wprowadzili ogólny zakaz ich używania :) Spożywanie napoji jak i jedzenie w metrze również jest zabronione. Za złamanie przepisu należy się kara 500 dolarów singapurskich, czyli jakieś ponad 1000zł. Wszędzie jest porządek, wszystko musi mieć swoje miejsce. Taxówki mają wyznaczone miejsca i należy stać w kolejce. Na lotnisku, czy w niektórych galeriach handlowych jest pan kierujący ruchem kolejki do taxówek ;)
Po ulicach porusza się nieoznakowana policja, jest też sporo kamer, których nie widać. 10% mieszkańców to miliarderzy, dlatego nic nie może się wydarzyć niekontrolowanego. 
Zapomniałabym dodać, że kara śmierci jest za posiadanie narkotyków a to już nie brzmi wesoło.

Jedna z historii zrobiła na mnie spore wrażenie, która opowiada o tym co się stanie jak złamiesz jakiś przepis. Kilka lat temu pewien artysta ze Szwajcarii postanowił zrobić w Singapurze ładne graffiti/mural. Kiedy znalazł odpowiednie miejsce, rozłożył sprzęt, natychmiast pojawiła się policja i było po zabawie. Został wsadzony do więzienia na               3 miesiące i miał 2 publiczne chłosty. Ambasada szwajcarska nie była w stanie nic zrobić. Taka pamiątka :)
Kraj w którym wolność jest ściśle określona. 

Singapur jest miastem bardzo bezpiecznym, bardzo kolorowym, wielokulturowym, można też powiedzieć, że trochę kiczowatym. Jest wszystko co znane, tyle że większe i lepsze. Big eye, speaker corner (ale nie używany) niesamowity basen na 57 piętrze hotelu Marina Bay, oceanarium-jedno z największych na świecie, Uniwersal Studio, wielkie galerie handlowe   z muzyką na żywo i wykładzinami w środku. 

Generalnie to...na bogato :) 





















Wszystkie foty robione iphonem a to dlatego, że aparat już w pierwszym dniu odmówił posłuszenstwa


3 komentarze:

  1. ale mi narobiłaś smaka na podróżowanie!
    rozbawił mnie McDonald wersja mini :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Budy McDonaldowe były extra :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Nabrałam jeszcze większej ochoty na... odwiedzenie Doroty :D
    Czekam na kolejne posty z niecierpliwością. Ach... x

    OdpowiedzUsuń