Nie da się ukryć, że urlop był dosłownie mini urlopem, ale zawsze to coś. I tak wzięłam o 3 bluzki za dużo, 2 sukienki za dużo i jedną parę krótkich spodenek za dużo :) Chyba nigdy nie nauczę się pakować rozsądnie. Czyli syndrom a "nóż to się przyda" ciągle żywy - hehe. Tak więc w zeszłym tygodniu pierwszy raz w życiu byłam w Izraelu. Nastawiliśmy się przede wszystkim na plażowanie
a nie na szaleńcze zwiedzanie. Tak też było i nawet udało mi się lekko strzaskać na słońcu ;) Oczywiście to co było w pobliżu, czyli dzielnica Stara Jafa w Tel Avivie i trochę centrum udało
się obczaić oraz jeden dzień poświęciliśmy na Jerozolimę i tu chyba zrobię osobny wpis.
Trend maxi spódnic jak znalazł na takie miejsce. Ale muszę wam powiedzieć, że w pewnym momencie chodząc po Jerozolimie założyłam koszulę z długim rękawem, bo jakoś tak nieswojo się czułam. Trochę takie uczucie nakazu zakrycia ramion. Ot takie moje modowe przemyślenia z ziemi świętej ;) Za to w Tel Avivie to już zupełnie co innego - luz blus.
fot. my iphonik
spódnica - River Island
top - Tk Maxx
sandały - Cotton On
okulary - Reserved
torba - prezent od męża ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz